-Ile lat maja te domki? - zapytaliśmy przewodnika.
- Każda z zagród wybudowana była w innym roku, ale większość z nich ma ponad 150 lat.
Prawie do każdej chaty można było wejść do przedsionka lub sieni i zobaczyć stare meble, obrazy na ścianach, piece, naczynia kuchenne i sprzęty codziennego użytku. Czuliśmy się tak, jakbyśmy przenieśli się do odległych czasów.
- Dlaczego wszystkie domki wybudowane są tak blisko strumienia i jak się nazywa ta rzeczka?
- To ważne pytania. Ten strumień nazywa się Zimny Potok, a woda w każdej wsi była konieczna w codziennej pracy, oraz chroniła przed pożarami. Zauważcie, że niemal wszystkie domy są drewniane, dlatego mieszkańcy wsi chcieli mieć pewność , że ogień nie zagrozi ich domostwom – nasz przewodnik pokazywał najciekawsze miejsca w skansenie, odpowiadał na pytania i wyjaśniał w jaki sposób używało się poszczególnych przedmiotów.
Przeszliśmy wolno przez pozostałe części skansenu, a były to Zamagurska Ulica, Góralskie Chaty, a na końcu dotarliśmy do drewnianego kościoła pod wezwaniem św. Elżbiety, w którym zobaczyliśmy mające prawie 500 lat ścienne malowidła zwane freskami. Było to miejsce położone na wzgórzu i świetnie widzieliśmy cały teren skansenu otoczony tatrzańskimi szczytami. A potem wróciliśmy do autokaru i ruszyliśmy w dalsza drogę.
Kolejnym miejscem jakie zamierzaliśmy odwiedzić była wieś Terchova w górach zwanych Mała Fatra. Jest to miejscowość słynna, z tego ze urodził się tam najsłynniejszy zbójnik w Karpatach, czyli Juraj Janosik. Podczas jazdy w autokarze nasz przewodnik opowiedział legendę o życiu harnasia:
- Ponoć młody Janosik, gdy wracał ze studiów w Kieżmarku, spotkał w lesie trzy czarownice, które podarowały mu czarodziejskie przedmioty (ciupagę, pas i buty), dzięki czemu był niepokonany, a jako zbójnik zabierał bogatym a rozdawał biednym. Napadał na zamożnych kupców, a potem chodził po wsiach i dawał pieniądze, ubrania i jedzenie najbardziej potrzebujacy. Złapali go, gdy spał, a czarodziejskie przedmioty schowane były w skrzyni, dlatgo nie pomogły mu w ucieczce – ale według legendy nie zginął, lecz nadal opiekuję się górami i ludźmi tu mieszkającymi.
Gdy dojechaliśmy do Terchovej zobaczyliśmy ogromny, błyszczacy z daleka pomnik Janosika, który stał na wzgórzu, jakby pilnował swojej rodzinnej wioski. Otaczały go skaliste szczyty, z których największe wrażenie robił postrzępiony Wielki Rozsutec, Sokolie i Boboty. Ciekawym szlakiem wychodzacym z Terchovej są Janosikowe Diery, czyli Janosikowe Dziury, a jest to skalny wąwóz, którym płynie rwący potok, pełem sztucznych ułatwień w postaci drabinek, łańcuchów, dzięki czemu – pod opieką przewodnika – możemy bezpiecznie go pokonać. Zatrzymaliśmy się przed Muzeum Janosika w Terchovej, a po chwili mogliśmy obejrzeć film o jego życiu, a następnie zwiedzić ekspozycję poświęconą jego rodzinnej wsi. Zgromadzono tam pamiątki pokazujące strój, sprzęty domowe, oraz instrumenty muzyczne ludzi żyjacych w Małej Fatrze.
- A co to za dziwna, długa rura? – zapytaliśmy ciekawie
- To rodzaj ludowej trąby zwanej trombitą, używanej przez górali, którzy wypasali stada owiec w Karpatach i porozumiewali się między sobą grając na tym największym z instrumentów muzycznych. Jeśli melodia była wesoła, wszystko na hali było w porządku – jeśli zagrano niespokojy i groźny sygnał, znaczyło to, że na górali i ich owieczki napadli zbójnicy lub stado wilków. Czyli trombity to takie współczesne telefony komórkowe – zażartował przewodnik
Ponoć po Janosiku zachował się tylko kapelusz, który jest przechowywany w Muzeum w Rużomberoku, oraz góralska ciupaga, która znajduje się w Muzeum w Bratysławie. Szkoda, że nie ma już rodzinnego domu harnasia w przysiółku Janosze, ale dobrze że mieszkańcy Terchovej przekazują historię jego życia. W sklepiku z pamiątkami znaleźliśmy ciupagi z napisem „Janosik”, kartki pocztowe ze zdjęciami Małej Fatry, oraz wiele figurek i drewnianych sprzętów nawiązujących do tradycji góralskich. Po zwiedzeniu Muzeum Janosika spacerkiem podeszliśmy do pobliskiego kościoła pw. św. Cyryla i Metodego, by obejrzeć piękną szopkę zwaną „Terchowskim Betlejem”. Przedstawione są w niej zarówno sceny biblijne, jak i rzeźby ukazujące słowacka wieś, oraz jej mieszkańców. Ileż pracy wymagało, by tak misternie wykonać ruchome figurki, oraz odwzorować świątynie Jerozolimy i miejscowe budynki.
Na koniec zwiedzania Terchovej podeszliśmy jeszcze pod pomnik Juraja Janosika, który wcześ niej widzieliśmy z okien autokaru. Z bliska wydawał się jeszcze większy i potężniejszy, zauważyliśmy charakterystyczny dla górali słowackich Małej Fatry kapelusz, kożuch zwany gunią, oraz ciupagę, którą dzierżył w dłoni.
- Kto i kiedy wykonał ten piękny pomnik ? – byliśmy ciekawi historii tej pięknej rzeźby.
– Pomnik Juraja Janosika zaprojektował i wykonał Jan Kulich, a posąg stanął w tym miejscu w 1988 roku, tym samym zbójnik pilnuje rodzinnej wsi, oraz wjazdu do najpiekniejszej doliny w Małej Fatrze, która nazywa się Vratna.
Zrobiliśmy wszyscy pamiątkowe zdjęcie i pełni wrażeń ruszyliśmy w dalszą drogę. Czekał nas teraz spacer po największym mieście słowackiej Orawy, czyli Dolnym Kubinie, ale zanim tam dojechaliśmy usłyszeliśmy się od naszego przewodnika wiele ciekawych historii, oraz legend orawskich. Były to dzieje poszukiwaczy skarbów ukrytych w orawskich Tatrach, tajemniczych map sporządzanych pod najwyższym szczytem Beskidów Orawskich, czyli Babią Górą, oraz zatopionych wiosek na dnie Jeziora Orawskiego. Szybko minęła nam droga i już wkrótce mogliśmy poznać stolicę regionu, czyli miasto Dolny Kubin.
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od rynku Starego Miasta, gdzie stoi tak zwany Dom Żupny, a na jego elewacji, dostrzegliśmy herb regionu, który przedstawia niedźwiedzia idącego pomiędzy drzewami, góry, oraz fale rzeki Orawy, od której to nazwy wzięła imię cała kraina. Następnie spacerowaliśmy, poznając ciekawą historię miasta, oraz ruszyliśmy „Szlakiem sławnych osób Dolnego Kubina”. Najważniejszym z nich był Paweł Orszagh zwany Hviezdoslawem, pisarz, który mieszkał w Dolnym Kubinie, a swe utwory tworzył w języku słowackim, oraz tłumaczył wiele dzieł literatury światowej. Kolejnym ważnym obywatelem Dolnego Kubina był Janko Matuśka, autor strof hymnu Słowacji zaczynającego się od słów „Nad Tatrou są blyska”. I wreszcie Ludovit Stuhr, który zapoczątkował słynne wyjścia Słowaków na górę Krywań w Tatrach, które stały się wyrazem starań o niepodległą Słowację.
- Jak myślicie, co łączy te wszystkie osoby? – zapytał nasz przewodnik
- Hmmm…. Paweł Orszagh, czyli Hviezdoslaw lubił Babią Górę, Janko Matuśek napisał hymn, w którym pojawiają się Tatry, a Ludovit Stuhr prowadził ludzi na Krywań – to góry łączą wszystkie te osoby! – szybko skojarzyliśmy fakty, o których mówił przewodnik
- Bravo, macie rację – Góry łączą ludzi!
Spacer po Dolnym Kubinie zakończyliśmy na drewnianym moście na Orawie i wróciliśmy do naszego autokaru. Po zwiedzeniu miasta mieliśmy przekonanie, że warto nie tylko zwiedzać zabytki danej miejscowości, ale także poznawać ludzi, którzy tam mieszkali. Ruszyliśmy w drogę powrotną do Polski, ale przewodnik obiecał, że zatrzymamy się jeszcze w jednym miejscu i zobaczymy jeden z najładniejszych zamków na Słowacji. Po kilkudziecięciu minutach staliśmy pod forteca wybudowana nad brzegiem rzeki Orawy i z ciekawością słuchaliśmy opowiadania o tym miejscu.
- Moi drodzy, jesteśmy w ważnym miejscu regionu, gdzie mieszkali możnowładcy i zarządcy terenów, a budowla nazywa się Zamek Orawski. Spójrzcie jak śmiało został zaprojektowany i wybudowany na prawie 100-metrowej skale, a w kolejnych stuleciach mocno rozbudowywany. Wzniósł go król węgierski Bela IV, który był ojcem św. Kingi, księżniczki popularnej w Beskidzie Sądeckim i Pieninach. Według legendy na zamku był więziony Janosik, ale dzięki „siedmiomilowym butom”, uciekł stąd skacząc do Orawy. To tutaj nakręcono pierwszy, czarno-biały film o strasznym Hrabim Dracula, a dziś możemy zwiedzać wnętrza zamku, bowiem mieści się w nim Muzeum Orawskie.
Słuchaliśmy przewodnika podziwiajac potężną bryłę średniowiecznej fortecy, a potem zrobiliśmy ostatnie tego dnia pamiątkowe zdjęcie na tle zamku. Powoli kończyła się nasza wycieczka na Orawę, jednak wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że to poczatek naszego poznawania tej pięknej krainy, gdyż na pewno tutaj wrócimy na górskie szlaki i w malownicze zakątki. A w uszach brzmiały zwrotki orawskiej pieśni:
Dziywcontko łorawskie pójdź ze mnom na pańskie
Pod łorawski zomek, pod łorawski zomek
Sadzić majeronek!
Kolorowa jesień to świetny czas, by wędrować i poznawać ciekawe zakątki. Do takich na pewno należy Orawa – najbardziej na północ wysuniętej krainy geograficznej tego kraju. Każdy kto usłyszy hasło ”Jedziemy na Orawę !” przypomni sobie słowa najbardziej popularnej pieśni tego regionu:
„Orawa, Orawa, na Orawie ława
którędy chadzali, którędy chadzali,
Orawscy do prawa”
Słowacja to niewielki, ale bardzo piękny kraj, gdzie chętnie przyjeżdżają wycieczki szkolne. Znajdziemy tutaj całe bogactwo przyrody, a więc najwyższe góry całego Łańcucha Karpat, rzeki zasilające modry Dunaj, oraz jeziora pozwalające cieszyć się ciszą i spokojem. Na Orawie odkryjemy wiele miejsc wartych odwiedzenia, malownicze szlaki turystyczne, a mieszkający tu ludzie są serdeczni i gościnni. Wyruszyliśmy wczesnym rankiem naszym autokarem poznawać Ziemię Orawską, a granice przekroczyliśmy w miejscowości Chyżne. Pierwszym naszym celem podróży był Skansen Ziemi Orawskiej w Zubercu, wsi położonej w Tatrach Zachodnich.
-Kto z Was wie, co to jest skansen? – zapytał z uśmiechem nasz przewodnik.
Odpowiedzi było wiele, każdy dorzucał znaną sobie informację o tego typu „muzeum na wolnym powietrzu”, które gromadzi dawne rzeczy, w tym przypadku zabytki architektury i sprzęt gospodarczy charakterystyczny dla Orawy.
– Świetnie, musicie jeszcze wiedzieć, że „Muzeum Orawskiej Dediny” – jak mówią Słowacy – to muzeum żywe, bowiem, w lecie mieszkaja w nim ludzie i zwierzęta chodowlane, wyrabia się tu garnki, szyje ubrania i piecze pyszne ciasteczka – usłyszeliśmy dodatkowe informacje.
Jechaliśmy pośród niewysokich wzgórz zwanych „Podbeskidzką Vrchowiną, a później wjechaliśmy w Dolinę Zuberską, gdzie znajduje się skansen. Chaty, zagrody, kościół i wszystkie pozostałe budowle zostały tu przeniesione z różnych miejsc na Orawie i dzięki temu możemy dowiedzieć się jak mieszkali i czym się zajmowali ludzie przed wiekami. Nasz spacer rozpoczęliśmy od Rynku Dolnoorawskiego, a ciekawym zabytkiem jest wkomponowany w zabudowę budynek szkoły, do której uczęszczał najsłynniejszy słowacki pisarz i miłośnik Babiej Góry – Hviezdoslaw. Następnie zobaczyliśmy Dom Garncarza, Młyn, Tartak i Kuźnię, a w każdej z tych zagród krzątali się ludzie, odpowiadali na pytania i pokazywali jak kiedyś wyglądała praca.